Drodzy rodzice
Zapewne większość z Was przynajmniej raz w życiu zadawała sobie pytanie; „czy uda mi się wychować moje dziecko na dobrego uczciwego i szczęśliwego człowieka?”. Pragniemy w głębi duszy żeby nasze dzieci były grzeczne, najcudowniejsze i idealne. Wydaje nam się, że jesteśmy dorośli i wiemy zawsze co jest dla nich najlepsze. Zatrzymajmy się czasami w tym wyścigu do doskonałości i spróbujmy usłyszeć i zobaczyć rzeczy ważne, a może nawet najważniejsze dla naszych dzieci. Pragnę , aby poniższe opowiadania skłoniły państwa do refleksji. Napisałam je na podstawie literatury fachowej, obserwacji i rozmów z dziećmi. Mam nadzieję, że będą ciekawą, przyjemną lekturą, którą można czytać wspólnie z pociechami. Życzę miłego odbioru.
Elżbieta Zięba
„Dzień Babci i Dziadka”
Cześć! Mam na imię Wojtek. Dorośli wołają na mnie Wojtuś, albo Niuniuś, ale ja zdecydowanie wolę swoje prawdziwe imię bez zdrobnień i niuniusiów, bo brzmi bardziej dorośle, a przecież ja jestem już prawie całkiem dorosłym chłopcem. Mam 5 lat i chodzę do zerówki. Potrafię liczyć do 20, sam przebieram się w strój gimnastyczny i wiem, że flaga Polski jest biało – czerwona. U nas w grupie nikt nie lubi być traktowany jak maluch, bo przecież my już niedługo pójdziemy do szkoły i wtedy dopiero pokażemy wszystkim jacy jesteśmy dorośli, gdy będziemy maszerować z nowymi tornistrami. Tak szczerze mówiąc wolę nie myśleć o tej szkole, bo chyba trochę się martwię, jak to będzie. Tam jest wszystko nowe, nie to co w przedszkolu, gdzie znam każdy kącik, każdą panią i wszystkie dzieci. Najbardziej denerwuję się wtedy, gdy rodzice, albo dziadkowie z zatroskanymi minami rozmawiają i zastanawiają się, czy sobie poradzę w tej szkole, bo skoro oni mają wątpliwości, to moja odwaga też kurczy się tak szybciutko, jak powietrze w dziurawej piłce.
Jednak nie o szkole chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć. Opowiem wam o niezwykłym dniu, który zaczął się trochę pechowo, a jednak był jednym z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Wczoraj w naszej grupie było wielkie święto – uroczystość z okazji Dnia Babci i Dziadka. Obudziłem się , gdy było jeszcze ciemno i próbowałem przypomnieć sobie wiersz, który miałem recytować w przedszkolu, kiedy byłem w połowie wiersza, do pokoju weszła mama i kazała mi się szybko ubierać. Wstałem i powoli zacząłem naciągać na siebie kolejne części odzieży, mrucząc pod nosem ostatnie wersy wiersza. Znowu wpadła mama, tym razem jak wichura, narzekając, że się spóźnimy zaczęła zakładać mi koszulę. Tego było już za wiele: traktowała mnie jak dzidziusia, który nie potrafi sam się ubrać.
Przyszedłem do przedszkola w nienajlepszym humorze i pech chciał, że od razu natknąłem się na tego złośliwego Zdzicha. powiedziałem mu cześć, a on skrzywił się i pokazał mi swoje nowe kapcie [takie fajne z gwiazdą szeryfa]. Trochę zazdrościłem mu tych kapci, więc przechodząc kopnąłem go lekko, żeby się więcej nie chwalił, a ten jak nie wrzaśnie i do pani na skargę. Pani dopytywała się dlaczego tak postąpiłem, ale co jej będę tłumaczył i tak tego nie zrozumie. Milczałem. Pani posadziła mnie na karnym krzesełku. Usiadłem i pomyślałem, że gorzej już być nie może, ale się myliłem. Po chwili podeszła do mnie Zuzka i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Zuzka mówiła, że do niej przyjdą dwie babcie i dwóch dziadków po czym rzuciła od niechcenia „do ciebie chyba nikt nie przyjdzie, bo sam mówiłeś, że babcia mieszka daleko, a dziadek źle się czuje.” Zrobiło mi się bardzo smutno. Łzy piekły mnie, jakbym miał pod powiekami kilo soli. „Wszyscy kogoś będą mieli na tej uroczystości, tylko ja będę sam, samiutki jak palec”. Moje pogrążanie się w smutku przerwała pani zaproszeniem nas do wspólnej zabawy. Bawiliśmy się w węża i było przez chwilę tak wesoło, że mało nie pękłem ze śmiechu.
Po śniadaniu zaczęli schodzić się nasi wspaniali goście czyli babcie i dziadkowie. Pani ustawiła nas w rzędzie i weszliśmy na scenę, czyli tam, gdzie mieliśmy występować. Nagle wśród tłumu gości ujrzałem mojego super dziadka i ukochaną babcię. Zacząłem do nich machać, ale oni chyba tego nie zauważyli, bo obok mnie stała ta wysoko Monika. Chciałem podejść trochę bliżej i szturchnąłem niechcący Tomka, Tomek wpadł na Baśkę, a ta o mało się nie przewróciła. Zauważyłem jak pani smutno na nas spogląda. Spiąłem się w sobie i śpiewałem najpiękniej jak potrafię, a później wyrecytowałem mój wiersz, nie pomyliłem się ani razu i chyba wszystkim się podobało, bo bili mi długo brawo. Po występie podbiegłem do babci i dziadka, mocno ich ukochałem, a dziadek szepnął mi na ucho, że jest bardzo dumny ze swojego super wnuczka, czyli ze mnie. Potem był poczęstunek. Siedzieliśmy każdy ze swoimi dziadkami i wesoło żartowaliśmy, wtedy babcia zauważyła, że mała Weronika siedzi sama. Babcia uśmiechnęła się smutno i szepnęła do mnie i do dziadka „chyba do tej dziewczynki nikt nie mógł dzisiaj przyjść.” Dziadek spojrzał na mnie bardzo poważnie i pogładził mnie po głowie, a ja już wiedziałem co mam zrobić. Podbiegłem do Weroniki, złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do naszej rodzinki. Babcia i dziadek mocno przytulili Weronikę, a potem mnie. Tym razem babcia powiedziała „ty mój super bohaterze”, ale ja chyba nie zrobiłem niczego wielkiego. Wiecie co, ja wcale nie byłem zazdrosny o to, że Weronika przytula się do mojej babci, bo wiedziałem, że to mnie babcia kocha najbardziej na świecie.